Powrót talibów i arogancja imperium

This is the translation. The original web-page (oryginalna strona): https://vinaylal.wordpress.com/2021/08/17/the-return-of-the-taliban-and-the-arrogance-of-empire/

17 sierpnia 2021

Copyright belongs to Vinay Lal

Drugie z serii o talibach, Afganistanie i Stanach Zjednoczonych

Niecałe trzy dni temu amerykańskie gazety, relacjonując szybko rozwijające się wydarzenia w Afganistanie, cytowały „ekspertów” amerykańskiej polityki zagranicznej, jakoby byli zdania, że ​​Kabul prawdopodobnie nie zostanie naruszony przez talibów przed upływem 30 dni. Sześć dni temu analiza przeprowadzona przez wojsko amerykańskie sugerowała, że ​​upadek Kabulu może nastąpić w ciągu 90 dni; aw czerwcu analitycy amerykańscy przewidywali upadek rządu kierowanego przez Ashrafa Ghaniego w ciągu 6-12 miesięcy, jeśli Stany Zjednoczone dotrzymają swojego planu wycofania swoich sił. Wielu z tych ekspertów i innych komentatorów publicznych wyczułoby w ciągu ostatnich kilku tygodni, kiedy talibowie najeżdżali jedno miasto po drugim, że coś jest nie w porządku z amerykańskim wywiadem wojskowym i ocenami Departamentu Stanu. Najbardziej uderzające jest to, że na konferencji prasowej Białego Domu 8 lipca Biden jednoznacznie potwierdził swój pogląd, że Stany Zjednoczone wycofując się z Afganistanu nie oddają kraju talibom:

P Panie Prezydencie – czy ufa Pan Talibom, Panie Prezydencie?

P Czy przejęcie Afganistanu przez talibów jest teraz nieuniknione?

PREZYDENT: Nie, nie jest.

P Dlaczego?

PREZYDENT: Ponieważ ty — wojska afgańskie mają 300 000 dobrze wyposażonych — tak dobrze wyposażonych, jak każda armia na świecie — i siły powietrzne przeciwko około 75 000 talibów. To nie jest nieuniknione.

To nie pierwszy raz, kiedy amerykańscy analitycy wojskowi, politycy i niezliczona liczba „ekspertów” okazali się całkowicie nieudolni. „Matką wszystkich ataków terrorystycznych”, jak mógłby powiedzieć Saddam Husajn, choć nie brał udziału w tej aferze, były zamachy bombowe z 11 września na World Trade Center i Pentagon, które złapały Amerykanów zupełnie nieświadomych i w celu zemsty rozpoczęli atak na Afganistan, gdzie ukrywał się inicjator zamachów, Osama bin Laden. Następnie prezydent Bush zadeklarował, że Stany Zjednoczone pójdą na krańce świata, aby postawić sprawców ataku terrorystycznego przed wymiarem sprawiedliwości, a amerykańskie wojska w razie potrzeby wypalą ich z jaskiń. Zemsta może nie jest drogą Jezusa, niemniej jednak jest biblijna; i chociaż pobożne słowa i wyrażenia, takie jak „sprawiedliwość”, „prawa człowieka”, „plaga terroryzmu” i atak na integralność „społeczności międzynarodowej” były wymieniane jako inspirujące Stany Zjednoczone do wojny z Afganistanem, nie było nigdy nie wątpić, że Stany Zjednoczone były spragnione krwi. Stany Zjednoczone nie zostały zaatakowane od czasu, gdy wojska brytyjskie spaliły znaczną część Waszyngtonu DC w 1812 r., i musiało być szczególnie drażniące dla Amerykanów, że przeżyli zimną wojnę, przeżyli Sowietów i zniszczyli sowieckie imperium, ale byli pokonany przez bandę islamskich terrorystów, którzy następnie ukryli się w kraju, który więcej niż jeden amerykański komentator określił jako ojczyznę „prymitywnych” ludzi.

Rok po ataku Stanów Zjednoczonych na Afganistan w 2001 r. bin Laden był znany z tego, że wydostał się z Afganistanu do innego kraju – określanego dekadę później jako Pakistan. Biden zaprzeczył teraz, jakoby Stany Zjednoczone wyznaczyły sobie jakąkolwiek misję, jak to określił w swoim przemówieniu wczoraj rano (16 sierpnia), aby stworzyć warunki, które ułatwiłyby przejście Afganistanu do „zunifikowanej scentralizowanej demokracji”, i podobnie powiedział, że „nasza misja w Afganistanie nigdy nie polegała na budowaniu narodu.” To retrospektywne uzasadnienie decyzji o wycofaniu się z Afganistanu jest jednocześnie poprawne i błędne. Z jednej strony, choć Biden może temu zaprzeczyć, budowanie narodu było niewątpliwie retoryką, która decydowała jedna po drugiej administracja amerykańska o zatrzymaniu wojsk pomimo rosnących kosztów quasi-amerykańskiej okupacji. Podstawową misją Stany Zjednoczone w Afganistanie, pierwszą administracją Obamy zadeklarowaną w opozycji do planu administracji Busha polegającego na próbie ogromnego projektu budowania narodu, było „zakłócenie, rozmontowanie i pokonanie al-Kaidy w Pakistanie i Afganistanie oraz zapobieganie ich powrót do obu krajów w przyszłości”, ale jednocześnie zrozumiano, że ten cel można osiągnąć jedynie poprzez wprowadzenie demokracji w Afganistanie, przynajmniej w jakiejś szczątkowej formie. Pod tym względem wczorajsze oświadczenie Bidena jest więc nie tylko nieprawdziwe, ale sugeruje raczej elementarny brak uznania, a może nawet uznania, że ​​„podstawowej misji” przedstawionej przez Obamę nie można oddzielić od wprowadzenia reform demokratycznych i tego, co jest zwany budowaniem narodu.

Starając się zrozumieć niektóre, choć nie wszystkie wymiary niezwykłego powrotu talibów do władzy po dwóch dekadach, możemy spróbować zidentyfikować niektóre elementy obecnego dyskursu wokół Afganistanu, które mają i pozostaną kluczowe – nie tylko dla ludność Afganistanu, ale reszta świata. Dwadzieścia lat temu pisząc artykuł zatytułowany „Terrorism, Inc.: Rodzina fundamentalizmów” dla nieistniejącego już The Little Magazine (wydanie z września-października 2001) zasugerowałem, że Amerykanie zostali „ostrzeżeni, że Afganistan nigdy nie został podbity w ostatnim tysiącleciu i że będzie to ich cmentarzysko: Brytyjczycy nie byli w stanie ujarzmić Afgańczyków, Sowieci pogrążyli się w tym wrogim terenie, a przeznaczeniem każdego supermocarstwa jest upokorzenie przez nieugiętych Afgańczyków. Być może banałem jest mówić o Afganistanie jako o „cmentarzu imperiów”, z pewnością nowoczesnych imperiów, ale sami Talibowie oświadczyli, że ich zwycięstwo pokazuje determinację Afgańczyków, by nigdy nie być rządzonym przez cudzoziemców. Można by pomyśleć, że tylko z tego powodu Amerykanie, którzy mają skłonność do wypowiadania się z dumą o własnej przeszłości jako ukształtowanej przez żarliwe pragnienie samookreślenia, mogą znaleźć wspólną sprawę z talibami.

To, w jaki sposób talibowie zdołali zepchnąć opozycję w ziemię i doprowadzić do upadku rządu w ciągu kilku dni, nie może być oczywiście wytłumaczone tylko przez samą koncepcję, że amerykańskie przedsięwzięcie było skazane na porażkę od samego początku, ponieważ Afgańczycy nigdy nie będą tolerować cudzoziemcy jako okupanci pośród nich. Działa tu wiele rozważań. W moim ostatnim eseju pisałem o talibach jako aktorach niepaństwowych, ale w tym momencie możemy z pożytkiem odwoływać się do genialnej pracy antropologa Jamesa Scotta, który dokonał rozróżnienia między przestrzeniami państwowymi i niepaństwowymi. Faktem jest, że zasięg państwa w Afganistanie jest zawsze bardzo ograniczony i amerykańskie buty w terenie przez dwadzieścia lat tego nie zmieniły. Istnieją duże obszary kraju, gdzie państwo nie ma zasięgu i jest prawie niewidoczne. Teren jest nierówny, niezbadany, wrogi i odporny na penetrację, jaką technologie państwowe osiągnęły gdzie indziej. Wynika z tego wiele konsekwencji, między innymi to, że talibowie, którzy znali teren i mogli liczyć na gościnność – kluczową etykę wśród Afgańczyków, a rzadko rozpoznawaną przez Amerykanów – miejscową ludność, zawsze mieli miejsca, w których mogli szukać schronienia . Ale istnieją gęstsze filozoficzne i psychologiczne implikacje idei kryjącej się za przestrzeniami niepaństwowymi, których istotą jest to, że przestrzenie niepaństwowe przeciwstawiają się logice mistrza i czynią niezdolnym do mistrzostwa, które Amerykanie od dawna zakładali, pochodzi z technologii państwowych.

Po drugie, i w związku z tym, tak zwana porażka afgańskich sił bezpieczeństwa musi być zbadana w innym języku niż ten, który znamy z całego współczesnego dyskursu politycznego, czy to z prawicy, czy z centrum, czy z lewicy. Prawie wszyscy są zdziwieni tym, jak afgańskie siły bezpieczeństwa rozpadły się jak kręgle w kręgielni. Sekretarz stanu Stany Zjednoczone Antony Blinken wielokrotnie mówił o „niezdolności afgańskich sił bezpieczeństwa do obrony swojego kraju”, a Biden również stwierdził z pewnym znużeniem, że afgańska armia łatwo się poddała, „czasami bez walki”. Talibowie nie stanowią jednej grupy i nie ma w pełni wiarygodnego opisu ich liczebności, ale najbardziej hojne szacunki oceniają ich siłę na nie więcej niż 150 000. Dla kontrastu, afgańskie siły bezpieczeństwa liczyły ponad 300 000 i przez lata wydano miliardy dolarów na ich „szkolenie”. Jednak istnieją wiarygodne doniesienia, że ​​w większości miast talibom oferowano niewielki lub żaden sprzeciw, a kiedy ich bojownicy wkroczyli do Kabulu przez jego cztery główne bramy, nie napotkali żadnego oporu. Na długo przed wkroczeniem do Kabulu lub miast takich jak Kandahar, Mazar-e-Sharif i Dżalalabad – do których weszli bez strzałów praktycznie na kilka godzin przed udaniem się do stolicy – ​​a także mniejszych miasteczek, talibowie podobno zawarły układy z miejscowymi starszymi i siłami bezpieczeństwa. Talibowie nie tylko byli w stanie dokonać inwazji bez walki lub bez walki, ale często broń była poddawana bez oporu, a talibowie weszli w posiadanie dużego arsenału pojazdów opancerzonych, broni, amunicji, granatów, moździerzy, artylerii, celowników nocnych i wyrzutnie rakiet — a teraz, po kapitulacji afgańskich sił bezpieczeństwa, czołgi oraz ponad 200 myśliwców i śmigłowców. Niektórzy próbowali wyjaśnić swoje postępowanie, wskazując na korupcję, która jest powszechna w siłach bezpieczeństwa; inni wskazywali na brak dyscypliny w siłach bezpieczeństwa lub argumentowali, że Afgańczycy w mundurach obawiali się o swoje życie i wybrali łatwiejszą opcję poddania się bez walki.

Niektóre z tych argumentów są jedynie leniwymi i ćwiczonymi na próbach wyeksploatowanych pomysłów na endemiczną korupcję „tubylców”. Aby zrozumieć korupcję, można równie dobrze zwrócić się do machinacji Białego Domu Trumpa i przyprawiających o mdłości wybryków oligarchii w Stany Zjednoczone – ale to inny temat. Żaden z argumentów o tym, jak afgańskie siły bezpieczeństwa praktycznie zniknęły, nie da się łatwo pogodzić z długoletnim wizerunkiem Pathana i bardziej ogólnie Afgańczyka jako nieposkromionego wojownika, którego nie można oddzielić od swojego karabinu. Ale co to znaczy „wytrenować” Afgańczyków? Przeciętny amerykański żołnierz nosi 27 funtów sprzętu, a niektórzy nawet 70 funtów; z kolei afgański myśliwiec ma karabin i kilka naboi. Kiedy zestawi się afgańskiego myśliwca i amerykańskiego żołnierza obok siebie, ten ostatni wygląda śmiesznie – podobnie jak amerykański policjant często wygląda na nadętego, przeciążonego i coś podobnego do worka ziemniaków w porównaniu z angielskim bobbym. Jest pewna arogancja w przypuszczeniu, że ludzie – nawet „cywile”, choć należy zauważyć, że w Afganistanie nie ma łatwego rozróżnienia między „cywilami” a „talibanami” – urodzeni w kulturze karabinu, w pełni zaznajomionego z terenem i przyzwyczajeni do różnych pojęć pokrewieństwa, można po prostu „wytrenować” w stawaniu się „żołnierzami” w typie znanym nam z nowoczesnej armii. Wręcz przeciwnie, to Amerykanie powinni byli szkolić się: prawie żaden amerykański żołnierz, a nawet dowódcy i generałowie znają którykolwiek z języków używanych w Afganistanie, a historia tego kraju jest im całkowicie obca. Amerykański żołnierz, co nie jest zaskakujące, odzwierciedla ogólną obojętność Stany Zjednoczone wobec większości części świata, a także to, co możemy nazwać błędem technologicznym – pychę przypuszczenia, że ​​technologia może przezwyciężyć wszystkie niedociągnięcia.

Zasugerowałem już, że niezależnie od różnic między Afgańczykami i wrogości między grupami etnicznymi, Amerykanie byli wyraźnie postrzegani jako obcy i członkowie sił okupacyjnych. Chociaż sugerowałem, że talibowie mogli nawiązywać kontakty z lokalnymi społecznościami, Afgańczycy mają historię oporu wobec scentralizowanej władzy państwowej i pod tym względem nie ma wątpliwości, że opór wobec talibów będzie kontynuowany, gdy ponownie przejmą władzę. funkcje „państwa”. Trudno byłoby przecenić czystą obojętność, z jaką większość Afgańczyków ewidentnie traktowała pojęcie Amerykanów jako wyzwolicieli. Wielu będzie kwestionować tę charakterystykę, wskazując zwłaszcza na ich rolę, jak czule wyobrażali sobie sami Amerykanie, uwolnienia afgańskich kobiet i dziewcząt z kajdan harówki, nadużyć seksualnych, analfabetyzmu i niewoli. Kwestia płci, talibów oraz amerykańskiej okupacji i misji w Afganistanie jest niezwykle ważna i podejmę ją w następnym eseju, ponieważ zasługuje na dłuższe potraktowanie. Na razie jednak odrodzenie i powrót talibów stawia trudne pytania nie tylko tym, którzy chcą promować demokrację na całym świecie i są zakochani w idei, że „demokracja” jest kulminacją (lub prawie) ludzkich aspiracji o wolność, ale nawet dla tych, którzy mieszkają w krajach, które są ogólnie postrzegane jako ugruntowane demokracje. Nieprzyjemna prawda jest taka, że ​​demokracje znajdują się pod silnym, wręcz bezprecedensowym stresem na całym świecie. Stany Zjednoczone stanowią chyba najdobitniejszy przykład zagrożenia dla ustabilizowanych demokracji, biorąc pod uwagę, że wielu republikanów jest pod każdym względem talibami we własnym kraju. Świat będzie teraz musiał zastanowić się, czy upadek Afganistanu z rąk talibów nie jest w rzeczywistości złowieszczym zapowiedzią zbliżającego się światowego upadku krótkotrwałej idei demokracji.